Jubileusz kapłaństwa

  • Drukuj

9 i 11 maja 2006r.  w kościele pw. świętego Rafała Kalinowskiego odbywały się uroczystości w 30 rocznicę kapłaństwa proboszcza ks. Kazimierza Łukjaniuk oraz księży jubilatów.

We wtorkowej mszy uczestniczył ks. Kanonik Zdzisław Brzozowski, proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Szczecinie. Licznie zgromadzeni przedstawiciele społeczności parafialnej oraz młodzież, uhonorowała wiązankami kwiatów proboszcza ks. Kazimierza Łukjaniuka dziękując za trud pracy, duchowe wsparcie, postawę i miłość, jakimi obdarza parafian.

Czwartkową mszę w intencji całego Kościoła, całej ludzkości i trzydziestolecia posługi kapłańskiej celebrował ksiądz biskup Marian Kruszyłowicz. Ekscelencji towarzyszyli księża jubilaci: Kazimierz Łukjaniuk, Kazimierz Bednarski, Edmund Koland, Józef Olszewski oraz Kazimierz Piasecki.

Fundament Kościoła to wiara. Fundament Kościoła wynikający z Boga to miłość. Kapłaństwo jest posłannictwem i mocą w osobie Jezusa Chrystusa. Mury świątyni pozwalają nam budować Kościół żywy na całym świecie. Misja umacnia nas w wierze. Realizujemy te zadania w oparciu o Słowo Boże, Ewangelię Jezusa Chrystusa, który jest naszym obrońcą.- powiedział podczas kazania ks. Biskup Marian Kruszyłowicz.

Uczniowie z Zespołu Szkół Ogólnokształcących oraz Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych wyrazili uznanie i wdzięczność proboszczowi za jego dotychczasową służbę.  ZDJĘCIA >>>

Redakcja „Dziennika Nowogardzkiego” składa księdzu Kazimierzowi Łukjaniukowi najserdeczniejsze życzenia, przede wszystkim życzymy obfitości Bożych darów, dużo zdrowia, siły i wytrwałości w tej trudnej, ale i jakże pięknej posłudze kapłańskiej.

Mateusz Wasielewski „Dziennik Nowogardzki”

 

Przez wszystko do mnie przemawiałeś Panie

K. C. Norwid

Wywiad z proboszczem parafii pod wezwaniem Św. Rafała Kalinowskiego ks. Kazimierzem Łukjaniukiem z okazji trzydziestolecia posługi kapłańskiej.

„Dziennik Nowogardzki”: Kiedy się wszystko zaczęło? Jakie były początki powołania księdza?

Ks. Kazimierz Łukjaniuk: Na to pytanie jest bardzo trudno odpowiedzieć. O kapłaństwie zacząłem myśleć przed maturą, kiedy miałem zdecydować, co dalej. Sądzę, że tak naprawdę odpowiedzią na pytanie jest wypowiedź mojej mamy, która tuż po święceniach kapłańskich zdradziła mi tajemnicę. Jej marzeniem od dziecka było, aby mieć syna kapłana. Całe życie modliła się o to. Można powiedzieć więc, że moje kapłaństwo rozpoczęło się o wiele wcześniej.

„DN”: Pierwsze chwile w Seminarium. Czy pamięta ksiądz, jakie towarzyszyły temu uczucia i wrażenia?

Ks. K.Ł.: Pierwsze chwile w Seminarium były bardzo trudne. Po tygodniu pobytu musiałem je opuścić i walczyć z komisją poborową. Od samego początku groziło mi pójście na trzy lata do wojska, do Marynarki Wojennej w Ustce. Trwało to prawie półtora miesiąca. Nie chciałem na samym początku przerwać mojego pobytu w Seminarium. Towarzyszyło mi uczucie niepewności. Mówiąc uczciwie, każdy, kto czuje się powołany, kto ma świadomość odpowiedzialności ma uczucie niepewności, czy ta droga, którą w tym momencie wybrał jest tą, którą powinien kroczyć. Pierwsze lata i cały pobyt w Seminarium nie był taki prosty, bo człowiek każdego dnia się zastanawia czy czasami się nie pomylił.

„DN”: Jak wspomina ksiądz swoich kolegów, profesorów?

Ks. K.Ł.: Wspominam bardzo pięknie. Najlepszym na to dowodem jest fakt, że i dzisiaj spotykamy się, po trzydziestu latach święceń kapłańskich po to, by wspólnie uczestniczyć w ofierze Mszy św., dziękować Bogu za dar kapłaństwa. Mam wielu wspaniałych przyjaciół z mojego roku, ale i także młodszych i starszych, z którymi współpracuję. Dzisiaj wspomnienia są szczególnie ważne, ponieważ jesteśmy rozbici w czterech diecezjach, od Wrocławia po Gdańsk.

„DN”: Kiedy i z czyich rąk przyjął ksiądz święcenia kapłańskie?

Ks. K.Ł.: Święcenia kapłańskie przyjąłem 9 maja 1976 roku z rąk ks. Biskupa Jerzego Skroby, pierwszego biskupa Diecezji Szczecińsko-Kamieńskiej. Miało to miejsce w odbudowującej się katedrze szczecińskiej, która dźwigała się z ruin II wojny światowej.

„DN”: Gdzie został ksiądz skierowany na swoją pierwszą placówkę duszpasterską?

Ks. K.Ł.: Pierwszą moją parafią, był Poczernin koło Stargardu. Zaraz po święceniach przez miesiąc czasu zastępowałem księdza proboszcza, który był na urlopie zdrowotnym. W tym czasie przypadły uroczystości Bożego Ciała, musiałem załatwić pozwolenie na procesję w urzędzie państwowym. Spoczywało na mnie wiele obowiązków, był to czas prawdziwego chrztu w kapłaństwie. Później rozpocząłem normalną pracę kapłańską jako wikariusz w parafii im. Najświętszej Marii Panny w Pełczycach, gdzie spędziłem trzy lata.

„DN”: Czy ma ksiądz swoje motto życiowe?

Ks. K.Ł.: Tak. Każdy, kto staje przed święceniami kapłańskimi, takie motto wybiera sobie, umieszcza na obrazku prymicyjnym. Motto to towarzyszy każdemu księdzu przez całe życie. Moim mottem jest zdanie wyjęte z jednego wiersza Kamila Cypriana Norwida: „Przez wszystko do mnie przemawiałeś Panie.” Mam tą świadomość, że Bóg towarzyszy mi w poczynaniach ciągle przemawiając, czasami w najdziwniejszy sposób.

„DN”: Czym interesuje się ksiądz poza pracą?

Ks. K.Ł.: Interesują mnie podróże. Całe moje życie kapłańskie jest podróżą, po Polsce i świecie, często w formie pielgrzymek po różnych sanktuariach Europy i nie tylko. Zawsze od początku interesowałem się sportem, jestem czynnym kibicem. Po za tym lubię czytać książki, które są dla mnie drugą pasją.

„DN”: Lata posługi kapłańskiej przypadły na trudny okres dla Kościoła i Ojczyzny. Skąd ksiądz czerpał siłę?

Ks. K.Ł.: Niestety taka jest prawda. Czas jest zawsze trudny dla Kościoła. Był trudny w minionym okresie otwartej walki z Kościołem, ale dzisiaj wcale nie jest łatwiejszy. Dzisiaj nie boję się tego mówić i robię to coraz głośniej, bo Kościół i Ojczyzna potrzebują ludzi, którzy potrafią się dla nich poświęcić. Był taki czas, kiedy obwiązywał  slogan: proletariusze wszystkich krajów łączcie się, a dzisiaj niestety obowiązuje hasło: liberałowie wszystkich krajów łączcie się. Myślę, że są jakieś siły w świecie, którym zależy na tym, by zniszczyć Kościół, Ojczyznę, patriotyzm. To ostatnie zaczyna tracić na wartości.

„DN”: Co przeżywa ksiądz, który po trzydziestu latach odprawia po raz kolejny Mszę świętą?

Ks. K.Ł.: Ksiądz, który jest uczciwy wobec siebie i wobec Boga przeżywa to samo, co stając po raz pierwszy przed Ołtarzem. Msza święta dla mnie jest spotkaniem z Bogiem, jest wielkim przeżyciem, siłą i mocą do tego żeby na nowo stawać przy Ołtarzu i na nowo podejmować trud. Na nowo realizować zadania, podejmować walkę ze swymi słabościami. Zawsze była i jest dla mnie przez trzydzieści lat najważniejsza.

Rozmawiał: Mateusz Wasielewski